No i Lech – FC Basel 1:3. Właśnie dlatego od kilkunastu lat nie oglądam tzw. Ligi Mistrzów. Tak naprawdę to dla wybranych liga wicemistrzów, trzecich i nawet czwartych miejsc bogatych lig – głównie zachodnioeuropejskich!
Tam gdzie nie ma polskiej drużyny – dla mnie NIE MA PRAWDZIWYCH EMOCJI. Podkreślam dla mnie, bo podniecanie się kolejnym meczem Real – Barcelona z którym mamy tyle wspólnego, co polski byk w oborze z hiszpańską corridą… to jakaś mentalna pułapka… Owszem grają ładniej, szybciej, lepiej, składniej… ale czy to ma być wszystko?!
Całe to komercyjne show od kilkunastu lat nabija kasę już horrendalnie bogatym klubom z Niemiec, Anglii, Hiszpanii, Francji i innych… I ta dysproporcja ciągle się powiększa. Zresztą sami pod siebie zrobili ten system… Już w 1996 r. po meczu, wtedy jeszcze prawdziwej Ligi Mistrzów, bo każdy kraj miał jedną drużynę – czyli mistrza, Borussia – Widzew 2:1, Beckenbauer powiedział coś w stylu, że „takie drużyny nie powinny grać w tych rozgrywkach…”
Dziś nam i podobnym mniej zamożnym krajom „każą” się cieszyć i podniecać eliminacjami i ew. jednorazowym wejściem do tzw. Ligi Mistrzów… którego i tak nie udało nam się zrobić… M. in. Wisła, Legia i Lech próbowali kilka razy od tego 1997 r. i nic.
Dlatego uważam, że prawdziwa piłka jest jeszcze w wydaniu reprezentacji – gdzie każdy kraj ma swoją drużynę i milionowe „transfery” są niedopuszczalne. Nie ma awansów z klucza i bez eliminacji dl ME i MŚ. Każdy musi brać w nich udział… Dzięki temu do Gibraltaru przyjeżdżają Niemcy i do kraju mistrzów świata zawitali amatorzy z Gibraltaru…
Przy okazji warto dodać mniej zorientowanym, że zawodnik, który raz wystąpił w meczu o punkty choćby eliminacji danego kraju NIE MOŻE dożywotnio „zmienić” REPREZENTACJI… Inaczej jest w innych dyscyplinach – np. w piłce ręcznej – ale to tej dyscypliny problem.
PS. Dla mnie Liga „Mistrzów” tej edycji za tydzień pewnie się niestety skończy. Ale piłka nożna nie takie cuda widziała!