Przypadek Krzysia z Pobiedzisk, kulturysty
Krzyś zmierzył sobie 4 lata temu biceps i triceps. To samo zrobił z klatą. Wyszło mu 225 jednostek miary.
Pomyślał sobie „Dobry jest ze mnie materiał na pakera. Będę teraz mocno ćwiczył, chcę być najlepszy. Nie będę zwykłym koksem!”. I tak też zaczął działać. Był ambitny, skrupulatny i rzetelny.
Rozpisał sobie treningi, zatrudnił trenera, którego regularnie wynagradzał.
Ćwiczył kilka razy w tygodniu. Wszystko relacjonował na swoim blogu. Odpowiadał na pytania innych, którzy wiedzieli, że może coś im pomóc. Starał się to robić.
Nie zapomniał też o suplementacji diety. Każdy posiłek miał zaplanowany, bez konserwantów. Zdrowo się odżywiał. Był pozytywnie zakręcony.
Inni nie mieli aż tyle czasu i możliwości. On miał, więc chciało mu się chcieć zrobić z tego czasu pożytek zamiast iść na piwo lub na mecz.
Pamiętał o witaminach, łykał te wskazane do budowy tkanki mięśniowej. Czytał specjalistyczne miesięczniki z branży kulturystycznej.
Najpierw masa, potem rzeźba. „Powycinał się” prawie wszędzie, miał kaloryfer – tak mu się wydawało. Dobrze i zdrowo wyglądał.
Minęły cztery lata. Ciężkiej ale czasem nawet dającej satysfakcję pracy.
Nadeszły zawody. Komisja pomierzyła ten sam biceps, triceps i klatę.
Naliczono mu 206 jednostek. Spadło mu zatem zamiast wzrosnąć. Rywal miał więcej o kilka, ale to nie miało już znaczenia.
W tej samej chwili zobaczył tuż przed oczami duży, wyprostowany środkowy palec sędziego.
Zorientował się, że te wyrzeczenia nie miały większego sensu. „Albo ta miara jest spierdolona albo ze mną jest coś nie tak…?” – pomyślał.
Co gorsza znał jednego typa z sąsiedztwa, który na siłownię chodził tylko po to żeby popatrzeć na laski. Opowiadać obcym tylko potrafił, że na klatę bierze nawet pół tony. Pomimo to ten w cuglach ponownie wygrał zawody! Przybyło mu prawie 60.
„Do dupy z taką robotą” powiedział ze złością, ale nie bez uśmiechu Krzyś *.
Rzucił siłownię. Zaczął biegać.
* imię przypadkowo wybrane, niemające związku z tą wymyśloną historią ;)